Tak długo wałkują ten temat, że oczekiwania mogą prezorsnąć rzeczywistość i gra przejdzie bez echa. zoabczymy
Lovecraftowskich klimatów nie brakuje w komiksach, filmach, książkach a także grach planszowych i komputerowych. Ostatnimi czasy raczono nas filmami, które tylko luźno czerpały inspirację z prozy Mistrza Horroru – H.P. Lovecraft’a. Pierwsze informacje o produkcji filmu „Kolor z Przestworzy” jednocześnie bardzo mnie ucieszyły a zarazem lekko zaniepokoiły.
Z jednej strony tytuł był jednym z moich ulubionych opowiadań a z drugiej o filmie było podejrzanie cicho. Mogło to sugerować iż film posiada średni budżet gdyż produkcja nie była poprzedzona zauważalną kampanią marketingową. Drugi niepokojący fakt to udział Nicolasa Cage’a w filmie, który ostatnio ma tendencję do występowania w słabszych filmach (z małymi wyjątkami). Jak wyszło więc w praktyce?
Zarys fabularny
„Kolor z Przestworzy” co dość niespotykane, jest wierną adaptacją opowiadania o tym samym tytule. Już pierwsze kwestie filmu wypowiadane przez narratora są bezpośrednim cytatem wyjętym z pierwowzoru jakby twórcy chcieli na wstępie zaznaczyć że obraz jest adaptacją. Scenarzyści szybko także podkreślają iż akcja toczy się niedaleko miasta Arkham, które było często obecne w prozie H.P. Lovecrafta. Jedna z różnic, która rzuca się w oczy to fakt osadzenia wydarzeń w czasach współczesnych.
Fabuła prowadzona jest z perspektywy 5 osobowej rodziny mieszkającej w znacznej odległości od obszarów miejskich. Nathan Gardner, główny bohater większość dnia spędza zajmując się hodowlą alpak. Choć hodowanie to dość delikatne określenie fiksacji, którą bohater posiada na punkcie tych zwierząt. Theresa, żona to pracownica korporacji finansowej, po przebyciu ciężkiej choroby pracuje w domu świadcząc zdalnie usługi konsultingowe.
Ponadto małżeństwo doczekało się trójki potomstwa. W postaci najstarszej córki Lavini, która ma obsesję na punkcie czarnej magii odprawiania rytuałów i codziennej lektury Necronomiconu. Starszy syn to lekkoduch jarający blanty na potęgę. Najmłodsza latorośl to lekko zagubiony chłopiec, który szuka swojego miejsca i spędza dnie na spacerach z psem.
Pomimo lekkich dziwactw rodzina wydaje się całkiem normalną grupą społeczną. Całe ich życie zmienia się pewnego wieczoru, kiedy na ich posiadłość spada dziwny meteoryt emitujący palety barw nieznane temu światu.
Sielanka przerywana koszmarem
Na początku poza lekkim zamieszaniem związanym z niecodziennością faktu jaką jest lądowanie meteorytu samo w sobie, nic nie zwiastuje katastrofy i makabrycznych wydarzeń, które mają wkrótce nadejść.
W pierwszych dniach odkąd dziwny meteoryt pojawił się na ziemi jedyną anomalią wydają się niesamowite kolory które kamień emituje. Wkrótce jednak główny bohater zaczyna czuć wszędobylski dziwny zapach. Najmłodsze z dzieci zaczynają odczuwać wielki niepokój. W okolicy posiadłości zaczynają pojawiać się też dziwne stworzenia i niespotykane dotąd rośliny o dziwnych barwach. Wszystko wskazuje na to, że przyroda w okolicy domu zaczyna się zmieniać i z dnia na dzień mutacja poszerza swój zasięg, zabierając się nawet za zwierzęta. Co najgorsze; wszystko wskazuje na to, że fauna nie jest ostatecznym celem Koloru z Przestworzy…
Jakość scenariusza
Oceniając scenariusz muszę przyznać iż faktycznie zachował dużą zgodność z literackim pierwowzorem. Podoba mi się rozwój wydarzeń, tempo a także powolna degradacja rodziny które znajduje się pod coraz większym wpływem dziwnego kamienia. Początkowe niepokojące wydarzenia stają się szybko normalnością w harmonogramie dnia głównego bohatera. Jednakże sytuacja degraduje się do takiego stopnia iż przyszłe dni stanowią prawdziwy festiwal szaleństwa. Scenarzyści umiejętnie dawkują narastającą grozą i szaleństwo przez co często nas czymś zaskakują. Halucynacje, samookaleczenia czy potworne monstra które dorównują wyglądem abominacjom z kultowego filmu Johna Carpentera „Coś”.
Generalnie scenariusz oceniam jako wynik solidnego rzemiosła. Brak tutaj męczących jump scares. Głównymi narzędziami straszenia są tutaj zabiegi stosowane przez Lovecrafta. Osamotnienie, brak ufności i szaleństwo.
Jeżeli miałbym coś zarzucić filmowi pod kątem scenariusza. To wydaje mi się iż za duży nacisk położono na narrację z perspektywy dzieci. Twórcy słabo zagospodarowali około 20 minut filmu gdzie dzieci zostają same w domu. Czas, który poświęcono trójce młodym bohaterom można było użyć na szersze przedstawienie obcej formy i jej degradującego działania na otoczenie. Powyższy zabieg daję pewnego rodzaju odczucie iż film próbuje się wpisać w dość popularny trend małomiasteczkowych horrorów gdzie tylko najmłodsza część społeczeństwa zdaje sobie sprawę, że coś złego dzieje się w ich w okolicy. Na szczęście nie jest to tak wyolbrzymione jak w innych horrorach tego typu. Na koniec filmu czujemy pewnego rodzaju niedosyt iż twórcy dobitniej nie oddali koszmarnego wpływu meteorytu,
Aspekty techniczne filmu
Pod kątem wizualnym „Kolor z Przestworzy” to bardzo udany film. Twórcy umiejętnie podkreślają niezwykłość tajemniczego kamienia przez dobór szalonych barw. Kolor w zamyśle funkcjonuje jak żywa mgła, która jest wszechobecna i towarzyszy bohaterom w nawet najbardziej intymnych momentach. Dość dobrze ten zabieg kontrastuje z narastającym szaleństwem domowników. Kolor z biegiem czasu coraz bardziej gęstnieje obejmując mackami bohaterów Co wywołuje atmosferę osaczenia i beznadziejności.
Dobrze także wypada scenografia, domostwo w którym rozgrywa się akcja wpisuje się w klimat filmu. Architektura sprawia wrażenie pochodzącej z czasów kolonialnych właściwych dla regionu Luizjany. Zabieg ten przywołuje na myśl lekko czasy znane z opowiadań Lovecrafta. Okolice domu są także porośnięte bujną roślinnością co w późniejszych momentach filmu potęguje klimat osaczenia, a także stanowią fundament pod przyszłe zmiany jakie dokona tajemniczy kamień. Gra świateł także daje radę’ widoczne jest to zwłaszcza na początku filmu, kiedy tajemnicza mgiełka otacza domostwo przywołując na myśl klimat klasycznych dzieł grozy.
Podoba mi się również wygląd potworów. Jest dość makabryczny i spokojnie dorównuje maszkarom ze wspomnianego „Coś”. Szkoda tylko, że reżyser tak mało czasu poświęcił bestiom.
Co do warstwy dźwiękowej to nie zapadła mi ona w pamięć. Choć z drugiej strony w żaden sposób nie wadziła. Podyktowane to jest faktem iż film praktycznie pozbawiony jest jumpscare’ów. W żaden sposób nie uważam tego za wadę a nawet doceniam iż film stara się straszyć w inny sposób niż stereotypowi przedstawiciele gatunku horroru. Ścieżka dźwiękowa jest więc adekwatnie dobrana do formuły filmu.
Podsumowując: „Kolor z Przestworzy” to bardzo udany technicznie film. Realizacja jest zgodna z koncepcją filmu i dobrze współgra ze scenariuszem.
Aktorstwo
Wspomniany na wstępie Nicolas Cage słynie ostatnimi czasy z przesadnej gry aktorskiej. Tutaj wcielając się w Natana Gardnera również ma momenty przeforsowania ekstrawertyzmu przez dosadną mimikę i nerwowe gestykulacje. Na szczęście wypada to świetnie, jako że podkreśla szaleństwo postaci i w żaden sposób nie psuje odbioru a wręcz potęguje klimat. Postać Nicolasa Cage jest też najczęstszym obiektem delikatnego humoru jaki pojawia się na początku filmu i muszę przyznać, że kilka razy zaśmiałam się pod nosem.
Całkiem nieźle wypada także Joely Richardson wcielająca się w rolę Teresy, żony Natana. Jej postać jest lekko wycofana i zagubiona na skutek przebytej choroby. Bardzo dobrze odgrywa pierwsze symptomy szaleństwa i do końca filmu daje radę.
Trochę mniej podoba mi się aktorstwo najmłodszych domowników. O ile Madeline Artur wcielająca się w Lavinie daje radę to to aktorzy grający chłopców wypadają gorzej. Choć, spowodowane to być może mało ciekawie napisanymi postaciami. Starszy syn to po prostu miłośnik trawki więc jest najbardziej bierny. Z kolei najmłodszy po prostu prezentuje średniej klasy autyzm z przerwami sporadycznych ataków paniki.
Podsumowując; aktorstwo jest całkiem okej Jednakże nie uświadczymy przełomowej i zapadającej w pamięć roli.
Podsumowanie
„Kolor z Przestworzy” to bardzo solidny film, niepozbawiony jednak wad. Cieszy fakt, że w końcu ktoś zdecydował się na bezpośrednią adaptację opowiadania Lovecrafta. Zamysł scenariusza i przełożenie go na nasze czasy udało się całkiem nieźle. Jednakże moim największym zarzutem względem filmu jest fakt iż twórcy mogli bardziej skupić się na obcej istocie kosztem najmłodszych domowników. Około 20 minut filmu w moim odczuciu jest bezsensowne i psuje klimat Lovecraftowy. Ten czas można byłoby lepiej zagospodarować. W ostateczności serdecznie polecam wszystkim miłośnikom horrorów i przedwiecznych, mając nadzieję że film będzie preludium do przyszłych produkcji z uniwersum Cthulhu.
Colour out of Space
USA 20 Września 2019 (Fantastic Fest),
Polska: 2 Grudnia 2019 (Splat! FolmFest Horror Film Festival)
Richard Stanley
- Dobry Technicznie,
- Fajny design potworów,
- Scenografia,
- Nieszablonowy jak na horror,
- Przedstawienie fabuły z perspektywy dzieci,
- Więcej scen z obcą formą życia i jej wpływu na otoczenie byłoby więcej niż mile widziane,
Niechcący ocenilem.film.na 4.9 a chcialem ocenić na 8. Może to admin zmienić?
Niestety Tomi nie mamy możliwości edycji oceny użytkowników. Można spróbować usunąć komentarz i dodać raz jeszcze.