Tak długo wałkują ten temat, że oczekiwania mogą prezorsnąć rzeczywistość i gra przejdzie bez echa. zoabczymy
„Lidze Sprawiedliwości” kłopoty towarzyszyły od samego początku: zdjęcia do niej ruszyły zaraz po premierze „Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości”, filmu, który raczej nie był tym, czego oczekiwali widzowie, więc nie było zbyt wiele czasu, aby poprawić wskazane w recenzjach bolączki. Na szybko kończony scenariusz, przepisywanie dialogów – to kilka z wielu problemów, z którymi borykała się produkcja. Co z tego wyszło? Postaram się Wam pokrótce opowiedzieć.
Historia
Historia rozpoczyna się wkrótce po wydarzeniach znanych z „Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości”. Batman stara się wyśledzić tajemnicze zagrożenie z kosmosu, natomiast Wonder Woman przejmuje na chwilę obowiązki zmarłego Supermana, ratując ludzi i niosąc nadzieję. Obydwoje zdają sobie sprawę, że po śmierci człowieka z Kryptonu Ziemia stanie się łatwym celem dla wszelkiej maści złoczyńców. Bruce Wayne stara się zebrać drużynę, która w razie niebezpieczeństwa pomoże im obronić ojczystą planetę. W skład teamu wejdą, poza Batmanem i Wonder Woman, władca Atlantydy Aquaman, najszybszy człowiek świata Flash oraz Cyborg. Oczywiście zagrożenie zjawia się zdecydowanie szybciej, niż spodziewają się tego nasi bohaterowie. Jeżeli powiem Wam jeszcze, że na Ziemię przybywa Steppenwolf, ze swoją armią insektopodobnych stworzeń, które żywią się strachem – i biega za 3 puzzlami mocy – to w sumie streszczę Wam całą fabułę. Ok, to film o superbohaterach, więc w sumie niewiele więcej trzeba, jednak chciałbym poznać motywy naszego głównego złego: kim jest i co nim kieruje. Nie znamy jego historii, motywacji, planów (poza „podbić Ziemię!”) – nic o nim nie wiemy, a co gorsza nic więcej wiedzieć nie chcemy, bo jest tak bardzo nijaki. Jedyne, co mnie zaciekawiło w naszym arcywrogu, to to, że wspomina o Darksaidzie, jednak dla ludzi, którzy nie są fanami komiksów, to zdanie nie będzie miało żadnego znaczenia.
Superbohaterowie
Jednak „Liga Sprawiedliwości” idzie nieco ku dobremu, jakby DC, patrząc na produkcje Marvela, uczyło się powoli, jak kręci się filmy o superbohaterach. Whedon przepisał szereg dialogów, dzięki którym zaczynamy odczuwać sympatię do postaci na ekranie. Pojawiają się tu także zalążki relacji, które w przyszłości mogą się rozwinąć. W „Lidze Sprawiedliwości” nie było na to niestety czasu – wprowadzenie nowych postaci (Flash i Aquaman) zajęło zbyt wiele miejsca, tak jak w wypadku Legionu Samobójców. Filmowi często zarzuca się to, że może być niezrozumiały dla ludzi nieznających komiksów. Tyle że on dla tych ludzi jest robiony. Bądźmy szczerzy – przeciętny widz pójdzie na „Botoks” czy cokolwiek innego, a starzy wyjadacze, nawet jeśli film nie będzie zbyt dobry, ale będzie tam Batman, to go obejrzą.
Dobrą stroną filmu są zdecydowanie aktorzy – Affleck, Gadot i Cavill chwaleni byli już wcześniej, a nowa część obsady nie obniża poziomu. Jason Momoa. mimo że przez wielu krytykowany, jest na tyle charyzmatyczny, że idealnie wpasowuje się do tej roli. Smaczku dodaje też występ Flasha wprowadzający akcent humorystyczny, którego bardzo brakowało w poprzednim filmie.
Tym, co mocno mnie zaskoczyło, jest fakt, że „Liga Sprawiedliwości” właściwie nie posiada efektownych wizualnie scen akcji. Wiele rzeczy można powiedzieć o takim „Człowieku ze Stali”, ale bez wątpienia był to film, który wnosił kino superbohaterskie na wyższy poziom. Tymczasem „Liga Sprawiedliwości” jest po prostu… brzydka. Pojedynki toczą się tu w nijakich lokacjach, z nieciekawą paletą kolorów oraz z naprawdę niskiej – jak na blockbuster – jakości efektami specjalnymi. Jest to tym większa szkoda, że przecież w końcu jest nam dane zobaczyć na ekranie legendarną Ligę Sprawiedliwości! To powinna być wizualna uczta! Chyba jedyną sceną akcji, która mi się podobała, była ta, gdy Wonder Woman pokonuje terrorystów. Ta jednak mogłaby zadowolić w jej solowym filmie, a nie w produkcji z Ligą. Na szczęście ścieżka dźwiękowa autorstwa Danny’ego Elfmana stoi na bardzo wysokim poziomie i jest miłą odmianą zarówno od tego, co obserwujemy na ekranie, jak i tego, co było naszym udziałem w „Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości”.
Czy warto?
Podsumowując – „Liga Sprawiedliwości” nie jest filmem wybitnym, ale nie jest też filmem bardzo złym. Jeśli do tego dorzucimy fakt, że cierpiał na wiele problemów, o czym wspominałem wcześniej, to można powiedzieć, że wychodzi nawet na plus. DC powoli uczy się, jak robić filmy o superbohaterach. W kilku momentach będziemy się śmiać jak na produkcach Marvela, w kilku zachwycać się Batmanem, a i zdarzy nam się ziewnąć od typowego dla DC nadmiaru patetyzmu.
Liga Sprawiedliwości
17 listopada 2017 (Polska) 13 listopada 2017 (świat)
Zack Snyder
Akcja, Sci-Fi
+ dobra obsada
+ ścieżka dźwiękowa na bardzo wysokim poziomie
+ jest lepiej niż poprzednio
- brak efektownych wizualnie scen akcji
- prosta fabuła
- płytka postać "najeźdźcy"
- nadmiar patetyzmu