Superbohaterowie to żyjące mitologiczne archetypy w Stanach Zjednoczonych. Każdy z nas miał, lub nadal ma co najmniej jednego ulubionego muskularnego herosa albo heroinę, którego codzienność opiera się na ratowaniu świata. Tym sposobem jedni lubią mrocznego rycerza, inni niemal wszechmogącego Supermana, a nastolatkowie zaś hołubią lekko roztargnionego Spider Mana. Każdy jest w stanie znaleźć sobie wzór do naśladowania pośród heroicznej plejady. W tym wszystkim znajduje się jednak wspólny mianownik: walka ze złem. Nieważne na jak cienkiej granicy prawa kroczyłby bohater to możemy spać spokojnie, gdyż to zawsze typy spod ciemnej gwiazdy były, i są celem zamaskowanych stróżów prawa. Owszem, zdarzały się pewne anomalie, a to ostatni Kapitan Ameryka rozpętał wojenkę z Tonym Starkiem na srebrnym ekranie, Batman stwierdził że Superman jest zbyt niebezpieczny i należy go okiełznać, Wonder Woman wraz ze swymi amazonkami podjęła wyniszczającą wojnę ze Aquamanem i jego ludem (to akurat na kartach komiksu). Powyższe konflikty niosły masę zniszczeń i ofiar pobocznych, jednakże jak wspomniałem, stanowią one w miarę rzadką anomalię na tyle, iż chłopakom w rajtuzach możemy to wybaczyć.
Istnieje też świat, gdzie niemal wszyscy superbohaterowie są okrutni. Korzystają z mocy aby gnębić, władać, niszczyć i budzić postrach pośród maluczkich ludzi. Ojcem takiego świata jest Brandon Sanderson, który przedstawił go na łamach młodzieżowej książki s-f: „Stalowe Serce”. Jednocześnie stanowi ona preludium do innych powieści ze świata, gdzie superistoty są tyranami gatunku Homo sapiens.
Etykieta młodzieżowej powieści s-f działała na mnie mniej więcej jak pestycydy na mszyce. W tego typu książkach zawsze nie podobały mi się pewne mianowniki wspólne. Zazwyczaj fabuła toczyła się w ciekawym, ale nieprzemyślanym świecie postapo, gdzie pewnego rodzaju klasa rządząca gnębiła pomniejsze. Młodzi bohaterowie dokonywali przewrotu systemu społecznego, przy okazji zakochując się w płci przeciwnej. Samo w sobie to nie jest to złe, ale świat przedstawiony często był tak nieścisły, że aż naiwny, a linia fabularna najczęściej przysłaniana była miłostkami głównych bohaterów. Same stworzone futurystyczne uniwersa pozwalały na dokonywanie niesamowitych zwrotów fabularnych poprzez wprowadzenie jakiegoś ultra hiper świetnego przedmiotu lub stworzenie bohatera o mocach takich, że gumki w majtach strzelają od niespodziewanych zdarzeń.
Uprzedzony na długi czas przez niuanse wspomniane wyżej, po latach postanowiłem sięgnąć po książkę spod pióra Sandersona, pomimo tego, że ta krążyła pływa po niebezpiecznych wodach powieści młodzieżowych. Autor książki to w końcu uznany pisarz, odpowiedzialny za kontynuowanie cyklu „Koła Czasu” i „Ostatniego Imperium”, które zdobyły ogromną popularność. Samo zaś „Salowe Serce” też ma całkiem wysoką ocenę na literackim Filmwebie, więc czemu by nie dać szansy literaturze młodzieżowej i nie kupić tej pozycji! – zakrzyczałem w myślach. W końcu uczynienie z superbohaterów tyranów dociskających butami ludzkość jest szalenie ciekawym pomysłem nawet jak na pozycję młodzieżową. Po przeczytaniu “dzieła” od deski do deski stwierdziłem, że jestem chyba największym naiwniakiem na tej półkuli i nigdy nie nauczę się słuchać swojej intuicji.
Dziesięć lat temu pojawiła się na niebie Calamity. Był to impuls, który sprawił, że niektórzy ludzie zaczęli się zmieniać i przejawiać niezwykłe umiejętności. Zdumione społeczeństwo nazwało ich epikami.
Geneza
Powyższy cytat, który znajdziemy na rewersie okładki polskiego wydania książki w skrócie opisuje jak to się zaczęło. A więc na niebie pojawia się niezidentyfikowany obiekt wielkości ciała niebieskiego. Naukowcy nadają nazwę temu fenomenowi: Calamity. Okazuje się, że obiekt posiada niesamowite właściwości. Jakimś nieznanym sobie sposobem obdarza część ludzkości losowymi super mocami. Niestety Epicy, bo taką nazwę nadano nowemu gatunkowi, zamiast używać zdolności jak komiksy nakazały, zaczynają czynić zło i przejmować władzę w miastach przy okazji przemieniając je w zgliszcza. Żaden z naukowców nie jest w stanie podać wyjaśnienia w jaki sposób Calamity obdarza część ludzi mocami, problem stanowi także niepohamowany pociąg Epików do tyrani i władzy.
Historia opowiedziana jest oczami nastoletniego Davida Charlestona, który już jako dziecko doświadczył bezwzględności Epików. Dekadę temu Siewca Śmierci dokonał napadu na bank bezwzględnie mordując cywili włączając w to dzieci. Na domiar złego, do akcji włączył się jeden z najpotężniejszych Epików jaki stąpał po ziemi: Stalowe Serce. Ten uchodzi za niezniszczalnego i mocą dorównuje Supermenowi. Na skutek burzliwych wydarzeń Siewca Śmierci ginie a Stalowe Serce zostaje po raz pierwszy na oczach wielu świadków zraniony za sprawą ojca głównego bohatera. W odwecie Epik zabija wszystkich i grzebie pod ziemią bank a następnie dokonuje zagłady ekipy ratunkowej. Jedynym ocalałym z pożogi, który naocznie pamięta ten dzień jest właśnie David. Poprzysięga zemstę na Stalowym Sercu, pomimo tego, iż nie ma pojęcia w jaki sposób Epik został zraniony. Sam fakt, że widział dowód słabości istoty ponadludzkiej napędził go do działania niczym woda młyn.
Dekadę później…
Mija 10 Lat, Stalowe Serce przejął władzę w Chicago, które teraz nosi nazwę Newcago. Pokonał przy okazji wszystkich uzurpatorów, a dzięki swojej mocy zamienił w metal większą część miasta. Ludność cywilna została zagnana pod ziemię do wydrążonego przez kopaczy miasta. Nad metropolią unosi się wieczna noc, za sprawą jednego z Epików należących do ugrupowania Stalowego Serca. Ludność żyje w strachu, ci którzy pomagają tyranowi dostąpili zaszczytu mieszkania na powierzchni. Nowy władca Newcago stworzył instytucje administracyjne i zbrojne.
W strukturze tego aparatu znalazło się miejsce dla wielu Epików, którzy pełnią kluczowe funkcje i jak jeden mąż czują chęć sprawowania władzy. Tymczasem David niegdyś wychowany w fabryce broni, a teraz jako samotnik, ciągle żyje chęcią zemsty. Przez te wszystkie lata zbierał informacje o Epikach po to, aby ich skutecznie zabijać. Zrządzeniem losu w mieście pojawia się grupa mścicieli, którzy stanowią jedyną partyzantkę przeciwko rasie dominującej. Młodzieniec postanawia się do nich dołączyć, aby razem z nimi zgładzić Stalowe Serce, najpotężniejszego Epika jaki stąpał po ziemi.
Sanderson dał radę ze scenariuszem?
Pomimo nasycenia wydarzeniami, fabuła jak dla mnie jest miałka i kiepska. Co prawda Sanderson oferuje wiele: mamy pościgi, strzelaniny, misje szpiegowskie itd., do tego wiele zwrotów akcji, ale wszystko to trąci niesamowitą naiwnością i założeniami wielce umownymi. Mściciele to 6 osobowa grupa, która nie za bardzo udokumentowane ma jakieś doświadczenie i wydawać by się mogło, że ma nieograniczone zapasy i możliwości logistyczne, gdyż stać ich nawet na śmigłowiec. Autor nie przejmuje się za bardzo wyjaśnianiem takich błahostek okraszonymi pytaniami typu: jak? skąd? dlaczego? Fabuła ma się po prostu toczyć po niewidzialnych szynach. Sanderson sprytnie skonstruował świat Epików, w sposób taki, iż jakiekolwiek wyjaśnienia są tu omijane. W ten sposób naukowcy nic nie wiedzą o genezie istot, ale z drugiej strony są w stanie tworzyć technologię opartą na ich zdolnościach. Dzięki czemu autor ma bardzo dużo możliwości, aby pchać fabułę do przodu niczym się nie ograniczając.
Przykładowo: po wielkiej burzy mózgów Mściciele dochodzą do wniosku, iż potrzebują superbroni, która opierała by się na jakiejś innowacyjnej technologii i nie byłaby znana nikomu. No więc idą na zakupy do handlarza bronią. Tam znajdują karabin energetyczny opracowany w tajnym laboratorium, które zdążyło wyprodukować tylko jeden egzemplarz opierając się na mocy Epika. Zaraz po tym kompleks został zniszczony i nikt o broni się nie dowiedział, gdyż handlarz jej nie reklamował. Brawo quest wykonany! Z innej beczki: bohaterowie włamują się do elektrowni miejskiej, a tam super-ultra-losowym przypadkiem trafiają na tajne laboratorium (!). Nie wiem jakim cudem ktoś założył laboratorium w takim miejscu, zwłaszcza, że przedmiot badań nie był związany z energetyką. Dzięki takim kwiatkom fabuła toczy się płynnie i w stałym tempie.
Mimo to główna linia fabularna szybko zostaje odsunięta na bok, gdyż najważniejszy staje się wątek miłosny wśród młodych bohaterów. Do tego stopnia, iż myśli Davida często kierują się na filozoficzne rozważania typu: „Dlaczego mnie nie lubi, dlaczego jest na mnie zła itd. itp.” Książce nie można odmówić zwrotów akcji, ale co z tego, skoro za każdym razem zgrzytałem zębami, gdy autor serwował nam bardzo umowne rozwiązania. Podsumowując – fabuła jak dla mnie jest bardzo kiepska, trzyma poziom serialu animowanego dla wczesnoletniej grupy wiekowej. Jednak (paradoksalnie) scenariusz to najlepsza część książki i stanowi maleńki wierzchołek ogromnej góry problemów.
Mściciele – czyli klony…
Jak wspomniałem wcześniej, pogromcy superistot to sześcioosobowa grupa. W skład której wchodzą: Profesor będący mózgiem operacji, rudowłosa Tia w roli łącznościowca i wywiadu, młoda i waleczna Megan, jest też Abraham, który dźwiga duży karabin maszynowy i na końcu Cody – lekko zwichrowany facet uważający się za Szkota a czasem za Australijczyka. Oczywiście pośród nich znalazł miejsce napędzany chęcią zemsty David.
Powyższe opisy są już praktycznie całością czego o danych postaciach się dowiadujemy, oczywiście w niektórych przypadkach autor co nieco dopisuje w trakcie rozwoju fabuły, ale są to tak szczątkowe informacje, że aż śmieszne w swojej naiwności. Ot, Abraham kiedyś był policjantem i ochraniał prezydenta kiedy Secret Service akurat nie mógł (SIC!). O rudowłosej Tii dowiemy się, że bardzo lubi Cole i w zasadzie to wszystko… . Wiadomo, nie w każdej książce musi się znaleźć miejsce na zaawansowany profil psychologiczny każdej z postaci, ale niestety Sanderson dobitnie stworzył istnienia tak sztuczne jak skład napoju, który popija rudowłosa bohaterka.
Logika postępowania bohaterów, tych ludzkich
Cała grupa mścicieli jest jakaś taka niekonsekwentna. Ot w kółko powtarzają, że unikają ofiar w cywilach i udaje im się ominąć niepotrzebną rzeź. Żadne z nich nie raczy zapisać w pamięci, iż już na pierwszych stronach ochoczo wysadzili pół dzielnicy wraz z budynkiem teatru, w którym niedawno zakończył się spektakl. Innym razem po skutecznym zabiciu jednego z kluczowych Epików, Stalowe Serce w odwecie dokonuje zagłady ludności cywilnej transmitując to w telewizji. Mściciele są świadkami jak budynki zniszczone w odwecie płoną i leżą w gruzach grzebiąc przy tym liczne istnienia. Jaka jest reakcja bohaterów? Żadna, po prostu wyłączają TV i gadają dalej. Z tego wszystkiego miałem wrażenie, że Mściciele są nieźle naćpani i po prostu rozwalają pół miasta, a bodźce zewnętrzne w żaden sposób do nich nie docierają.
W pewnym momencie miałem pewność, że książka będzie miała zakończenie w którym okaże się, że David i spółka to nic innego jak grupa dzieci bawiąca się w piaskownicy i wyobrażająca sobie przygody w Newcago. Niestety tak nie jest, a szkoda bo powieść nabrała by więcej sensu. Zresztą niezwykle naiwne dialogi na poziomie podwórka czynią z tej szaleńczej idei podejrzanie sensowny pomysł.
Herosi i ich moce
Po drugiej stronie do ludzkich bohaterów stoją niesławni Epicy. O budowie psychologicznej tych postaci dużo nie można powiedzieć, jako że cała akcja bez najmniejszych wyjątków przedstawiona jest z oczu Davida. W każdym razie Epicy są zróżnicowani. Poza wspomnianym Stalowym Sercem, który posiada moce na kształt Supermana, to znajdą się i mniej potężne istoty. Autor wykreował iluzjonistów, którzy wpływają na postrzeganie rzeczywistości, są także osoby kontrolujące jakiś konkretny żywioł lub przewidujące przyszłość. Grupa jest niezwykle interesująca i pomimo tego, że Sanderson w żaden sposób nie podaje przyczyny choćby pseudonaukowej jak te moce działają. W końcu wiele komiksów wpisało do kanonu najpowszechniejsze moce, dzięki czemu nie mamy z nimi problemu i w tej książce.
Problem jednak pojawia się, gdy trafimy na Epika o nietypowych mocach. Jednym z nich jest postać, której niezwykła siła polega na tym, że … nie kończy mu się amunicja w pistolecie…, do końca powieści zastanawiałem się jak to ma niby działać. Broń Epika to powszechnie występujący gnat, więc czy ten gość otwiera portale w magazynku, które przenoszą z innych wymiarów świeże pestki, czy może rozsiewa feromon dzięki któremu pociski kopulują na bieżąco rodząc potomstwo…? Nie wiem i czuję się zagubiony, zresztą Sanderson chyba także, gdyż w żaden sposób nie śpieszy z wyjaśnieniami. W pewnym momencie nawet zapomina o tej zdolności kiedy główny bohater przy walce z Epikiem, znając jego zdolności, dokonuje obliczeń ile zostało przeciwnikowi amunicji. Dodam jeszcze, że każdy „Heros” ma jakąś słabą stronę, która pozwala go zgładzić. W większości przypadków są one sensowne, ale niektóre istoty zapominają o tym ułatwiając swoją zagładę.
Słów klika o uniwersum i podsumowanie
Wątpliwości budzi świat wykreowany, mamy dystopiczne miasto Newcago, którego nazwa jakoś tak mi nie pasuje. Podzielone jest ono na część podziemną i naziemną. Oczywiście biedota mieszka poniżej poziomu, nad nimi gurują zaś bogatsi. Całość przemieniona jest w metal. Niby wszystko jest ok, ale miałem spory problem z wyobrażeniem sobie tej metropolii (może to jedynie kwestia podejścia).
Od 10 lat nad planetą lewituje Calamity uważane za przyczynę zła wszelakiego, nazwa ta stała się wulgaryzmem wszechmocnym. Tak więc David używa słowa “Calamity” gdy jest zły, przestraszony, zrezygnowany i podniecony, koniec końców brzmi to jak “Motyla Noga”. Wątpię, aby przez 10 lat ze słownika ludzkiego zdążyło wylecieć soczyste “fu**”. Zdaję sobie sprawę, że to książka młodzieżowa i przekleństwa tu nie pasują, ale strasznie trąci naiwnością nadużywanie powyższego słowa.
Czytając powieść miałem wrażenie, iż Sanderson napisał coś w postaci potencjalnego scenariusza na Blockbuster, licząc na popularność ekranizacji literatury młodzieżowej, która przyniosłaby mu pieniądze za szybką sprzedaż praw. Cała książka jest właściwie taka jak filmowy skrypt, bez głębi, bez sensownych postaci z wartką, lecz naiwną akcją a całość opiera się na ciekawym pomyśle, który zgładzony zostaje przez marne wykonanie.
Stalowe Serce
34.90
Zysk i S-KA
Brandon Sanderson
444
Młodzieżowe S-F
+ Oryginalny pomysł
+ Zróżnicowane moce Epików
- Płytkie postaci i fabuła
- Brak logiki
- Naiwna
- Dialogi jak z podwórka