Deszczowa pogoda, kalosze zalane po kostki, wszędzie kałuże, rzeki gwałtownie przybrały. Taka pogoda pod psem zmusza do refleksji – co, gdyby tak padało nieprzerwanie przez kilka tygodni lub miesięcy? Czy udałoby się przetrwać wodną apokalipsę, w której świat został zalany przez nieokiełznaną naturę. Taką właśnie wizję możemy sobie przybliżyć wcielając się w postać Scout z gry: “The Flame in the Flood”.
Gra jest produkcją indie, która od jakiegoś czasu była rozwijana przez studio The Molasses Flood. Tytuł zyskał spory rozgłos po zebraniu odpowiedniej kwoty na kickstarterze. Ludzie dostrzegli potencjał w pomyśle jakim była ta niecodzienna przygoda. Za dystrybucję w Polsce odpowiedzialne jest wydawnictwo Techland, które uraczyło graczy piękną edycją pudełkową z wieloma dodatkami.
The Flame in the Flood jest grą surwiwalową osadzoną w postapokaliptycznym świecie zalanym przez wodę. Przy pomocy tratwy przyjdzie nam podróżować w dół rzeki, w celu odnalezienia schronienia i informacji o genezie apokalipsy. Dlaczego w dół a nie w górę nurtu? Ponieważ taką nielogiczną drogę wskazał nam pies – przybłęda Ezop, z którym przyjdzie nam podróżować. Wcielając się w dziewczynę o imieniu Scout zabieramy graty i ruszamy ku przygodzie. Od razu widać, że motyw drogi będzie tutaj elementem pierwszoplanowym.
Na pierwszy rzut oka zaskakuje niecodzienna oprawa graficzna utrzymana w komiksowym stylu, za którą odpowiedzialni są ludzie pracujący wcześniej nad takimi produkcjami jak: BioShock Infinite, Guitar Hero czy Halo. Całość utrzymana jest w wypłowiałej palecie podkreślonej mocnym balansem bieli, co potęguje przygnębiający nastrój tytułu. Kanciasta kreska i mocne rysy mogą nie przypaść każdemu do gustu, jednak z pewnością będą się wyróżniać na tle innych gier.
Druga rzecz na którą od razu zwróciłem uwagę, zanim jeszcze spakowałem plecak, to świetna oprawa muzyczna z genialnie dopasowaną muzyką, której autorem jest Chuck Ragan – artysta zajmujący się muzyką country. Przyjemna gitara, niski, męski głos, idealnie na stonowaną zagładę ludzkości. Przykładu możecie posłuchać poniżej:
Rozgrywka
Gra jest bardzo ciekawie skonstruowana, ponieważ rozgrywka podzielona została na dwa kluczowe elementy. Jedne polegają na przemieszczaniu się po rwącym nurcie wody malutką, niestabilną tratwą, która w nieco arkadowy sposób zmusza nas do manewrowania między lokacjami i śmieciami pędzącymi w dół rzeki. Ten spływ możemy przerwać dokując w licznych miejscach dostosowanych do aktualnie przemierzanej lokacji. Możemy trafić np. do kościoła, na przystań, do lasu lub na pustynię. W każdej z nich możemy liczyć na innego typu znaleziska lub zwierzynę.
Chociaż tyle razy byłam już bliska śmierci – wciąż żyję… pamiętnik Scout
Przechodząc na ląd możemy nieco odetchnąć, rozpalić ognisko, przeorganizować ekwipunek, zjeść coś lub zwyczajnie pozwiedzać miejsce, przy którym się zatrzymaliśmy. Lokacje wydają się urozmaicone, jednak z czasem można dojść do wniosku, że są one generowane ze skończonej puli budowli. Pewne konstrukcje niestety powtórzą się dość często jak np. przystań rybacka czy żółty autobus.
Wydawać by się mogło, że schodząc z niestabilnej tratwy na twardy ląd poczujemy się bezpieczni. Nic bardziej mylnego! Jeśli tylko odejdziemy kawałek od naszej spokojnej przystani możemy nadziać się na kilka nieprzyjemnie wyglądających przeciwników. Począwszy od dzików, przez węże aż po niedźwiedzie. Do tego zmieniająca się pora dnia i nocy może dodatkowo zmrozić krew w żyłach, gdy przy blasku księżyca usłyszymy zawodzący głos zwiastujący niechybne nadejście wygłodniałych wilków. To znak, że trzeba dać nogę lub przygotować się do walki.
Zresztą zwierzęta radzą sobie teraz lepiej niż ludzie… pamiętnik Scout
Potyczki w The Flame in the Flood to ciekawe wyzwanie. Scout dysponuje niewielkimi możliwościami bitewnymi, przez co musi polegać na sprycie i przebiegłości. Do dyspozycji mamy zatem pułapki z kolcami na większą zwierzynę, łuk, lub zwyczajnie możemy zastosować podstęp rzucając kawał zatrutego mięsa. W ostateczności pozostanie nam odganianie nadchodzącej śmierci pochodnią i modlitwa, by jakimś cudem wrócić do bezpiecznej przystani.
Surwiwal w postapo
Jak na surwiwal postapo przystało w grze będziemy musieli zadbać o kilka czynników przetrwania. Przede wszystkim o zapchany brzuch, zaspokojenie pragnienia, odpowiedni do spadającej temperatury ubiór i wypoczynek. Te 4 elementy sprawią, że z nadzieją w oczach i wnerwem w dłoni będziecie przeczesywać lokacje w poszukiwaniu zwierzyny do upolowania lub sprzętu do uszycia ciepłej, pluszowej czapki z królika. Na zwierzynę przewidziano kilka sprytnych metod, można zastawić wnyki, kolce lub próbować polować z łukiem. Sukces nagrodzi nas smacznym mięskiem oraz futerkiem, przy pomocy którego będziemy mogli poszerzyć naszą garderobę.
Bardzo ważnym elementem gry jest crafting, który na szczęście, jest dobrze zbilansowany. Nie jest on ani skomplikowany, ani monotonny. Konstruując przedmioty konieczne do przetrwania w tych nędznych czasach musimy zacząć od pozbierania napotkanych rupieci, dzięki którym będziemy mogli przygotować jedzenie, skonstruować pułapkę czy lepsze narzędzia. Gra wyraźnie informuje co jest wymagane aby przygotować potrzebny nam przedmiot.
Po krwawej potyczce z mięsożernymi wilkami lub jadowitymi wężami konieczne będzie opatrzenie ran, zatrzymanie krwawienia, usztywnienie złamanych kończyć, czy też wypicie czegoś na odtrucie … inaczej nasza przygoda może bardzo szybko zakończyć się blaknącym ekranem a upływ krwi zamknie nam oczy na zawsze.
Podobnie ma się sprawa z rozbudową tratwy, która jest naszym głównym środkiem lokomocji. Gromadząc różne rupiecie możemy postawić lepszy żagiel, doczepić silnik lub zadaszyć nasze legowisko na tratwie, by móc odpocząć w trakcie spływy. Takie udoskonalenia ułatwiają manewry, wzmacniają tratwę lub umożliwiają przyrządzenie posiłku bez wychodzenia na stały ląd.
Skąd tutaj tyle wody?
Niestety linia fabularna nie jest tutaj atutem. Znajdujemy bezpańskiego psa, który stara się przekazać nam jakąś informację. I oto wyruszamy ku przygodzie, która finalnie może pozostawiać pewien niesmak. Jednak tutaj chodzi o przebytą drogę (a raczej przepłyniętą drogę) i sposób w jaki radziliśmy sobie z przeciwnościami parszywego, mokrego losu.
Nie wiem jak długo już jestem w drodze, ale końca tej wędrówki nie widzę. Przyszłość nie rysuje się w jasnych barwach. Kończę na dzisiaj Pamiętniczku. To bardzo nierozsądnie marnować resztki sił na pisanie dziennika. Nie wiem czy do ciebie wrócę, mam teraz na głowie ważniejsze rzeczy. Muszę przetrwać! pamiętnik Scout
Przeczesując postapokaliptyczny krajobraz możemy natknąć się na strzępy ludzkich historii w postaci opuszczonych lub zamieszkałych jeszcze domostw. W jednym możemy poczytać co skłoniło ludzi do emigracji, w innych możemy posłuchać wciągającej historii opowiedzianej przez świadka upadku ludzkości. Dialogi niestety są bardzo ograniczone i sprowadzają się do przytakiwania i grzecznego wysłuchania co nasz mówca ma do powiedzenia.
Podsumowanie
Z całą pewnością jest to gra inna niż znane mi do tej pory. Potrafi wciągnąć na długie godziny, chociaż pod koniec może wydawać się nieco powtarzalna, a wyzwania stawiane przed graczem nie są już tak niezwykłe jak przez pierwsze godziny. Trzeba przyznać, że gra potrafi zaskoczyć, a nasza nieuwaga doprowadzić do śmierci protoplasty. To z kolei cofnie nas o spory kawałek rzeki, którą przyjdzie nam przemierzyć na nowo. Szkoda, że checkpointy są tak rzadko, nikt nie lubi tracić zdobytego sprzętu i na nowo szukać tych samych surowców.
Gra warta poznania, ponieważ tego typu mokra apokalipsa jest pomysłem niecodziennym, do tego oryginalna oprawa graficzna i świetna ścieżka dźwiękowa sprawiają, że dobrze wspominam te 18 godzin spędzone z grą. A polowanie na Białego Wilka w blasku księżyca było równie przyjemne jak noszenie z niego ciepłych bamboszy.
The Flame in the Flood
Single player
ok 15 - 20 godzin
Surwiwalowa gra akcji
59 zł
Polski, Angielski
Minimalne: Dual Core 2.5 GHz, 4 GB RAM, karta grafiki 1 GB GeForce GTX 460/Radeon HD 6850 lub lepsza, 2 GB HDD
Średni
24 luty 2016
Techland (wydawca PL)
The Molasses Flood
Surwiwal postapo
PC, PS4, XONE
+ świetny klimat
+ genialna oprawa graficzna
+ dobrze dobrana ścieżka dźwiękowa
+ zróżnicowany crafting
- powtarzające się lokacje
- brak wyraźnej fabuły
- liniowość
- zbyt odległe checkpointy
Zasadniczo się zgadzam, choć mi przejście The Flame in the Flood zajęło wg Steama 10 godzin. Bawiłem się nieźle, choć nie czuję potrzeby wracania do tego tytułu. Może gdyby szła za nim jakaś ciekawa historia…
Dokładnie, to nie jest gra, którą chce się przejść ponownie. Raz wystarczy, a 18 godzin to przez wyszukiwanie specjalnych przeciwników, którzy trafiają się niby losowo, ale w określonych lokacjach.