Tak długo wałkują ten temat, że oczekiwania mogą prezorsnąć rzeczywistość i gra przejdzie bez echa. zoabczymy
Wojna… wojna nigdy się nie zmienia…
A nie, moment – nie ta gra. Sorry.
W „This War of Mine” wojna się jednak zmienia. I to o 180˚.
Czy recenzja „This War of Mine” powinna się ukazać na stronie traktującej o klimatach postapokaliptycznych? Oczywiście, że tak. Bo czy istnieje apokalipsa większa niż coś, co dzień w dzień jest przyczyną tragedii na całym świecie? Wiadomym jest, że wizje apokalipsy zombie są dużo bardziej plastyczne i bardziej przyciągają uwagę niż jakaś tam wojna, którą np. epatują wszystkie mainstreamowe media. Akceptujemy fakt, że wojna – jako zjawisko w sferze stosunków międzynarodowych istnieje. No i w zasadzie na tym moglibyśmy skończyć, bo większość z nas tak naprawdę nie traktuje wojny jako czegoś co może w sposób realny wpłynąć na nas samych. Żyjemy w końcu w cywilizowanej Europie i choć mamy różne niesnaski, a Rosja zaczyna groźnie pomrukiwać w różnych kierunkach, to jednak póki co problemy trzymają się od nas z daleka. Ponadto, gdzie byśmy nie spojrzeli, wszędzie otacza nas wizja wojny, w której ‘bierzemy sprawy we własne ręce’ – wszelkie produkcje typu Call of Duty, Battlefield, etc. przyzwyczajają nas do bycia bohaterem, który kładzie pokotem tysiące ‘tych złych’, jednocześnie robiąc z gracza oś wokół której wszystko się kręci. Normalnie dałoby radę stworzyć teorię graczocentryczną.
Inne spojrzenie na temat wojny
W „This War of Mine” studia 11 Bit, wszystko do czego przez lata przyzwyczajano graczy zostaje wywrócone do góry nogami. Nie będzie wybuchów, skryptowanych cutscenek, epickich akcji z helikopterami i temu podobnych scen, które we współczesnej grze wojennej są elementem obowiązkowym. Doświadczymy za to brudu, smrodu i ubóstwa w połączeniu ze strachem oraz wiecznym brakiem wszystkiego, czego człowiek potrzebuje do życia. I nie ma w tym przesady, bo przez kilkanaście godzin, choć miejscami nie było idealnie, miałem okazję spojrzeć na wojnę z całkiem nowej perspektywy. Na moje szczęście perspektywa ta wciąż znajduje się w wygodnym krześle przed komputerem, bo prawdę mówiąc raczej nigdy nie chciałbym się znaleźć w położeniu naszych podopiecznych z „This War of Mine”.
Akcja rozgrywa się w pogrążonym w wojennej zawierusze mieście. Wiele elementów narracji i otoczenia wskazuje na konflikt na Bałkanach z lat 90’ XX wieku. Zresztą twórcy wcale nie kryją się z faktem, iż była to ich główna inspiracja. Ponadto, po premierze gry, niejaki Selco (anonimowy Bośniak, który jak twierdzi, przeżył rok w oblężonym mieście w trakcie konfliktu bałkańskiego) stwierdził, że 11 Bit Studios wykorzystało jego osobiste doświadczenia z wojny na potrzeby produkcji i oczekuje z tego tytułu wpisu w napisach końcowych. Na ile jest to prawda? Raczej nie uda się tego stwierdzić, choć twórcy przyznali, że to postać Selco zainspirowała ich do stworzenia „This War of Mine”.
By przetrwać – trzeba działać
Grę rozpoczynamy w opuszczonym budynku mając do dyspozycji trójkę ocalałych z konfliktu – każdy ma swoje problemy, nałogi i własną historię. Dodatkowo każde z nich inaczej przyjmuje do siebie wydarzenia, których my, jako gracze, jesteśmy współreżyserami. Są oni dobierani losowo – łącznie grywalnych postaci jest dwanaście, nie jestem jednak pewien czy wszystkie mogą być dobrane drogą losowania, zdarzało się bowiem, że w trakcie rozgrywki odwiedzała mnie jedna z grywalnych postaci prosząc o schronienie w moim budynku. Przez wzgląd na dosyć wysoki poziom trudności oraz fakt, że można na raz zapisać tylko jedną sesję gry, nie miałem serca kolejny raz zaczynać od nowa tylko po to by sprawdzić wszelkie kombinacje.
“Na współczesnej wojnie… giniesz jak pies, bez szczególnego powodu.” Ernest Hemingway
Jeżeli chcemy przetrwać, musimy szybko zacząć działać i to z głową, bo rozpoczęcie rozgrywki od skonstruowania n-liczby pierdół, lub przekarmianie naszych podopiecznych ‘na zapas’, szybko skończy się restartem gry. A główkowania i kombinowania jest w tej grze pełno. Od samego początku wszystkiego mamy za mało – zdarzają się sytuacje, gdy po udanych poszukiwaniach przynosimy do kryjówki całą masę potrzebnych nam rzeczy i wydaje nam się, że teraz już będzie z górki. Jednakże wystarczy, że zbudujemy jeden większy projekt, lub zrobimy jeden pełny obiad, który pozwoli odegnać na chwilę widmo głodu, a okazuje się, że znów jesteśmy biedni jak mysz kościelna. Kombinowanie w „This War of Mine” to jednak nie tylko zasługa ograniczonych zasobów, ale również braku jakiegokolwiek wprowadzenia do gry. Nie mówię oczywiście, że twórcy powinni nas prowadzić za rączkę i poklepać po pleckach gdy coś nie wyjdzie, aczkolwiek miłe byłoby przynajmniej wytłumaczenie najbardziej podstawowych czynności w grze. Tym bardziej, że opisy niektórych konstrukcji pozostawiają wiele do życzenia i nie raz okaże się, że zużyjesz kosmiczne ilości materiałów tylko po to żeby za chwilę dowiedzieć się, że skorzystanie z nowego dobrodziejstwa techniki będzie trudniejsze i bardziej kosztowne niż by się mogło wydawać. Z drugiej strony – to gra o przetrwaniu, więc może i lepiej, że twórcy rzucają gracza od razu na głęboką wodę.
Kredowy pył i smród wprost z ekranu
Grafika „This War of Mine” nie powala – żadnych wodotrysków nie uświadczymy, ale na pewno nikt w 11 Bit Studios nie ma powodu, by się za nią wstydzić. Jest po prostu inna – kurz i brud niemal wyfruwają z monitora. Dodatkowo pociągnięcie wszystkiego „kredką” dodaje grze smaczku – w szczególności w etapach skradankowo-poszukiwawczych, gdzie zamazane miejsca idealnie sprawdzają się w roli ‘mgły wojny’*.
Udźwiękowienie jest na odpowiednim poziomie. Zrywane z barykad deski trzeszczą jak należy, przesypywany gruz chrupie, szczury popiskują – wszystko jest jak najbardziej na swoim miejscu i sprzyja wczuciu się w klimat. Muzyka bardzo dobrze wpasowuje się w klimat całej produkcji, a jednocześnie nie jest zbyt nachalna – mogłaby jednak być nieco bardziej zróżnicowana.
Dochodzimy jednak do sedna, a więc rozgrywki i interfejsu – właśnie w tych kluczowych dla każdej gry elementach natrafimy na pewne zgrzyty.
Na pierwszy rzut weźmy interfejs gry, który co prawda jest ładnie stylizowany i czytelny co do rozmieszczenia jego elementów jednakże często natrafimy na pismo dla mrówek, szczególnie jeżeli chodzi o aktualny stan ducha naszych podopiecznych. Być może oczy mi już siadają od siedzenia przed monitorem, ale odczytanie tej wielkości tekstu, w dodatku lekko poszarpanego, momentami zakrawa na niemożliwość. Inna sprawa to ikony, które pojawiają się w trakcie poszukiwania surowców – znaczenie co poniektórych jest co najmniej… niejasne. A nie ma nic gorszego niż eksperymentowanie z ikonkami, które sugerują możliwość przyklejenia się do ściany za drzwiami (by unikać pocisków), ale w sumie to mogą równie dobrze oznaczać gwałtowne wtargnięcie do pomieszczenia, gdy za drzwiami znajduje się uzbrojony bandzior. Naprawdę przydałyby się podpisy, bo symbolika niektórych przycisków zwyczajnie do mnie nie przemawiała. Z części potencjalnie użytecznych funkcji nawet nie próbowałem korzystać, bo zginąć przez złą interpretację funkcji przycisku to jednak nie jest to, co tygryski lubią najbardziej.
Rozgrywka
Sama rozgrywka dzieli się na dwie podstawowe części – dzień i noc. Za dnia pracujemy nad utrzymaniem swoich protagonistów w dobrej formie fizycznej i psychicznej, tworzymy przedmioty, meble i konstrukcje oraz przyjmujemy (lub nie) wizyty od sąsiadów, handlarzy i potencjalnie grywalnych postaci. Dni nie są długie, zaś każde nasze działanie wymaga czasu, więc należy postępować rozważnie – jeżeli na przykład nie zdążymy nakarmić i dać odpocząć postaci, którą wysyłamy na przeszukiwanie okolicy, musimy się liczyć z tym, że będzie ona wolniejsza i mniej sprawna choćby w walce. Jednakże utrzymanie wszystkich w dobrym zdrowiu nie jest rzeczą prostą, tym bardziej, że jak już wcześniej wspomniałem, wszystkiego jest zawsze za mało. Z tego względu nieraz będziemy musieli dokonać wyboru kto pójdzie spać z pełnym żołądkiem, lub kto dostanie leki. Równie istotnym elementem rozgrywki jest zdrowie psychiczne, na które bardzo duży wpływ mają decyzje gracza – czy okraść inną grupę? Czy zabić człowieka, który nie chce podzielić się zapasami? Wybór wcale nie jest taki prosty.
Nadchodzi jednak noc – pora odrzucić rozterki i wyruszyć w poszukiwaniu łupów. Być może tym razem uda się znaleźć trochę jedzenia lub materiały potrzebne do budowy piecyka, by choć trochę ogrzać budynek, w którym schroniła się twoja grupa. Nocą stajemy przed wyborem kto będzie czuwał, kto może odpocząć, a kto będzie przemykał zygzakami po obserwowanych przez snajperów ulicach. Wypady na miasto potrafią dać prawdziwego kopa skradankowej adrenaliny – gdy ‘nasłuchujemy’ odgłosów schodzenia po schodach (aż tu nagle… szczur) lub gdy kierowana przez nas postać kryje się w cieniu czekając aż bandyci przejdą przez korytarz. Zresztą nie mamy do końca pewności, czy to rzeczywiście bandyci – są wprawdzie uzbrojeni, ale nie oznacza to od razu, że chcą nas skrzywdzić. „This War of Mine” pełne jest dylematów tego rodzaju – nigdy do końca nie wiemy, która z napotkanych osób okaże się bezwzględnym mordercą, a która będzie po prostu kolejną ofiarą wojny. Zresztą nie zawsze jest to jednoznaczne – w trakcie rozgrywki zdarzyło mi się zabić pewną grupę ludzi, którzy mnie zaatakowali. Początkowo wydało mi się to słusznym działaniem – zaatakowali, a ja się broniłem. Gdy jednak zbadałem zajmowany przez nich gmach, odkryłem, że tak naprawdę nie posiadali niemal nic – po prostu bali się, że gość który wlazł do ich schronienia odbierze resztki tego, co udało im się zachować. Szczerze? Poczułem się jak autentyczna gnida. Mogłem po prostu uciec, a jednak wykorzystałem swoją przewagę i zabiłem ich. Mało która gra potrafiła u mnie wywołać tego rodzaju odczucia.
Jak widać model rozgrywki jest naprawdę ciekawy i potrafi dostarczyć mocnych wrażeń, choć niekoniecznie takich, jakie byśmy oczekiwali. Niestety również tutaj pojawia się pewien zgrzyt. Otóż sterowanie postaciami bywa niekiedy trudne – nie możemy na przykład zaznaczyć dwóch osób i wyznaczyć im jakiegoś celu, każdym musimy pokierować indywidualnie. O ile sprawdza się to w ciągu dnia, gdzie skupiamy się na rozbudowie swojego schronienia i mikrozarządzaniu naszą grupą, tak by zapewnić każdemu odpowiednie warunki przetrwania, o tyle tego rodzaju system skutecznie utrudniłby kilkuosobowe działania nocne. No właśnie: „utrudniłby”. Twórcy chyba także zdali sobie sprawę z niepraktyczności takiego sterowania, więc zamiast mocniej przysiąść nad tematem, stwierdzili że prościej będzie… ograniczyć liczbę możliwych poszukiwaczy do jednego. Tak – nie możesz wysłać w miasto więcej niż jednej osoby. Tego rodzaju zabieg sztucznie zawyża poziom trudności, ponieważ każda postać posiada bardzo ograniczony udźwig, więc nawet jeśli lokacja jest uboga w przedmioty, to i tak można zapomnieć o wyniesieniu wszystkiego w jednym kursie.
Czy warto?
Pomimo różnych bolączek 11 Bit Studios należy się olbrzymia pochwała, bo udało im się stworzyć grę inną, niż wszystko z czym dotąd się spotkałem – to właśnie takie podejście twórców pokazuje, że gry mają potencjał stać się czymś więcej niż tylko rozrywką kojarzoną z pryszczatym nastolatkiem bluzgającym do mikrofonu przy jakiejś „durnej szczelance”.
This War of Mine
1
W zasadzie gra zapewnia tyle godzin grania, ile na to poświęcisz, bo gra za każdym razem jest nieco inna
Survival z elementami taktycznej skradanki
ok 59 zł
Polski
Windows Vista/7/8, Intel Core2 Duo 2.4 GHz / AMD Athlon X2 2,8 GHz, Pamięć RAM: 2 GB, Karta graficzna: Geforce 9600 GS / Radeon HD4000 (shadery w wersji 3.0, min. 512 MB), DirectX: 9.0c.
Mój ojciec rzuciłby myszką
14.11.2014
11 Bit Studios
+ oryginalny pomysł i rzetelne wykonanie
+ inne spojrzenie na temat wojny w grach
+ niezła, ciekawie stylizowana, grafika
+ ocieka klimatem
- drobne niedoróbki
- zero wprowadzenia w podstawy rozgrywki
- symbolika interfejsu nie zawsze jest zrozumiała
- miejscami za mały font
- nie do końca udane sterowanie i wynikające z tego ograniczenia